Na parking wjeżdża żółte Lamborghini Gallardo. Samochód ma przyciemnione szyby, więc nie widać kto jest za kierownicą. Kierowcą okazał się Jeff Hardy, który trochę spóźnił się na galę. Wysiadł z auta i wziął torbę którą miał na drugim siedzeniu. Trzasnął drzwiami i zamknął Gallardo. Skierował się w stronę zaplecza na którym po kilku krokach się już znajdował. Budynek jak każdy, niczym się nie wyróżniał. Wiedział gdzie ma swoją szatnię na przygotowanie się do walki, więc nie pytał się nikogo o drogę. Wyjął z kieszeni ze spodni paczkę papierosów i przy okazji zapalniczkę. Wyjął jednego, wsadził nonszalancko do ust i odpalił za pomocą ognia. Poszedł w stronę  swojego wyznaczonego miejsca, olewając innych którzy chcieli się z nim przywitać. On taki był. Nie potrzebni mu byli oni. Cały czas zaciągając się fajką, szedł pewnie do pomieszczenia. Myślał o swojej dzisiejszej walce i o przyszłej gali PPV. Royal Rumble, 30 zawodników, muszę to wygrać. Zauważając, że jest już przed drzwiami, nacisnął na klamkę i wszedł do pokoju. Rzucił torbę na ławkę i zgasił papierosa w popielniczce. Zaczął od zapoznania się z pokojem. Wszystko, co było mu potrzebne, znajdowało się w nim. Siadł na ławce i włączył telewizor, na którym zaczynała się już gala. Oglądał tak przez chwilę, gdy przypomniał sobie, że musi się  rozgrzać i ubrać w strój do walki. Odmówił sobie dziś pomalowanie twarzy. Już go to nie kręciło, pomyślał kiedy indziej. Teraz nie miał za dużo czasu na takie rzeczy. Wyjął z torby spodnie, koszulkę i swoje rękawki który miał dziś w kolorach fioletowym i czarnym. Najpierw poszedł do łazienki, ubrać na siebie rzeczy. Po paru sekundach wyszedł w ubraniu do walki. Nie zakładał jeszcze swych armbands'ów tylko zajął się rozgrzaniem przed walką. Wykonał parę brzuszków, pompek, podniósł kilka razy sztangę i wyjął ze swoich wcześniejszych spodni zapalniczkę oraz paczkę "Golden American". Stanął tak przed sztangą i patrzył na nią. Pokręcił głową i wziął papierosa oraz ognia. Podszedł do okna i odpalił szluga. Cały czas rozmyślał o przyszłych poczynaniach i walkach na których musi pokazać jak z najlepszej strony.

- Vince'a już nie ma. I bardzo dobrze, nie dawał mi tego czego chciałem i na co zasługiwałem. Nowy GM'em na pewno zapewni mi wysokie miejsce w hierarchii. Ale jest jedno ale. Jak Vince nim kieruję, co wtedy... Ku..a...

Jeff trzasnął oknem i wrócił na ławkę. Zgasił papierosa i ubrał po chwili staranie swoje rękawki. Rozgrzewał nadgarstki, próbując nie myśleć o tej chorej sytuacji. Wiedział, że nie długo czas na jego walkę. Wstał, spojrzał czy wszystkiego jest zapięte na ostatni guzik w swoim ubraniu. Swe kroki skierował w stronę drzwi które zamknął z trzaskiem. Jeff był już w drodze na swoją walkę...