Edge: Tik tak, tik tak... Odliczanie trwa. Zegar tyka, a do największej i najwspanialszej ze scen zostało już ledwie kilka dni. Wszyscy zaczynają dosłownie stawać na rzęsach, aby ta gala należała do nich. Wszyscy... oprócz mnie <kamera robi zbliżenie na owinięte bandażem żebra>. Przez pieprzoną niekompetencją General Managera jestem wyeliminowany z cięższego treningu, ponieważ w tydzień w tydzień kazał stawać mi w tym ringu i toczyć ciężkie boje z wcale nie anonimowymi zapaśnikami. W międzyczasie pretendent do MOJEGO pasa mistrzowskiego - Christian... Jego grafik wyglądał zupełnie jakby miał przez zarząd dane wakacje albo przynajmniej pracował na pół etatu. Czy to jest do cholery sprawiedliwe!? Kiedy ja co tydzień walczyłem pogłębiając swoje rany i urazy, on... siedział sobie wygodnie w szatni i tylko patrzył jak ja wypruwam sobie żyły, bo pan Maddox sobie tego zażyczył! Ale koniec z tym! Nie pozwolę już sobie na to. Na Wrestlemanii nawet i z potłuczonymi żebrami stanę w ringu i rozprawię się z Kapitanem Charyzmą zachowując przy sobie to, co należy mi się jak psu buda - tytuł mistrzowski WWE.