Kamerzysta po chwili stania w bezczynności, zauważa Jeff'a który najwyraźniej kieruje się w stronę drzwi które są znane każdemu zawodnikowi RAW. Spokojnie stanął przed drzwiami i odetchnął. Chciał wypaść jak najlepiej. Miał na sobie strój w którym wychodzi pojedynkować się z swoimi sławnymi rękawkami koloru niebiesko-szarego. Lekko podniósł dłoń i puknął knykciami czterokrotnie w drzwi. Stał i myślał. Co mu powiedzieć. Musiał być stanowczy i rzucić karty na stół. Z wnętrza gabinetu rozległ się niski głos Johnny'ego. Jeffrey, nacisnął klamkę i otworzył drzwi. Nic się prawie nie różniło od pokoju w którym siedział Vince i jęczał. Tym razem na fotelu siedział nowy generalny menedżera który gdy zobaczył mnie, uśmiechnął się szczerze lub dobrze udawał. Przywitaliśmy się, podając sobie dłonie i pokazał mi palcem gdzie mogę siąść. Usiadłem na miękkim siedzeniu i spoglądałem na niego. Nie chciałem przerwać ciszy, niech on zacznie. Nie obchodziło mnie to, że kto zaczyna ten kończy. Tu sytuacja potoczy się inaczej. Johnny, oparł podbródek o ręce które przedtem oparł o stolik. Wiedziałem, tak zaczyna się jego przemowa. Kamienna twarz, spoglądając na mnie zaczął mówić...

Jeff - Johnny, nie widzę siebie w karcie na gali. Będziesz następnym generalnym menedżerem, który przeszkadza mi w dojściu na szczyt.
Johnny - Jeff, nie miałem gdzie cię wcisnąć. Na pewno na następnym Monday Night RAW zostaniesz doceniony w postaci walki.
Jeff - What? Nie miałeś gdzie wcisnąć. Powinienem być jako pierwszy dodawany do karty. Jesteś jak Vince, nie doceniasz mego talentu który jest wielki. Dasz mi walkę albo...
Johnny - Albo co?
Jeff - Inaczej pożałujesz tego. Bardzo będziesz żałował tego.
Johnny - Nie groź mi. Dobra, dostaniesz tą swoją walkę z... Chris'em Jericho. Tak to jest dobry pomysł, a teraz wynoś się inaczej wezwę ochronę.

Jeff był czerwony na twarzy. Spojrzał na niego i wstał z fotela. Bez żadnego słowa wyszedł z gabinetu, a Johnny szczęśliwy zajął się robotę papierkową. Hardy szedł do swej szatni i po drodze kopnął automat z całych sił. Był zdenerwowany jak jasna cholera.