- Ladies and Gentlemen please give a warm welcome to Drew McIntyre.

A oto i on - powracający do WWE samozwańczy wybraniec - Drew McIntyre. Szkot powoli przeszedł się wzdłuż rampy. Zatrzymał się na jej końcu i popatrzył w publiczność. Przez chwilę stał niczym posąg. Z jego twarzy nie można było wyczytać żadnej miny, dopiero po pewnym czasie na jego twarzy pojawił się delikatny uśmiech. Na moment spuścił głowę po czym triumfalnie rozłożył szeroko ręce i wydarł się ile miał sił w płucach.

Następnie zszedł z rampy i powolnym krokiem udał się na ring. Gdzie niemal od razu poprosił o mikrofon. Publiczność głośno chantowała swojego ulubieńca. 

- Jeżeli ktokolwiek z was pomyślał, że ta część historii tej federacji sygnowana moim imieniem się zakończyła to jesteście w dużym błędzie. Mam tu jeszcze parę rzeczy do zdobycia. Panie i panowie... Drew McIntyre powrócił,

Publiczność zareagowała na tę wieść bardzo entuzjastycznie.

- Przez ostatnie pół roku wyczekiwałem dnia w którym w końcu powrócę i udowodnię, że nie bez powodu byłem mistrzem wagi ciężkiej. Każdego dnia intensywnie trenowałem, by stać się jeszcze silniejszym i ten dzień w końcu nadszedł. Wypoczęty oraz jeszcze silniejszy przybyłem tutaj - na Monday Night Raw - aby skopać kilka paskudnych tyłków.

Drew wskazał palcem na siebie i podszedł bliżej liny.

- Jestem wybrańcem. Jestem najlepszy w tym co robię i udowodnię każdemu, że tak jest. Moja droga do tej federacji zawsze była trudna i gdy w końcu znalazłem się na szczycie wszystko jakby zaprzysięgło się przeciwko mnie. Kontuzja zmusiła mnie do zawieszenia na kołek butów. Pół roku temu runął cały mój świat. Pocieszałem się jednak jednym - wiedziałem, że to tylko wzmocni mój charakter. Prawdziwego wojownika nic bowiem nie złamie, nic nie zatrzyma. Każda kolejna trudność czyniła mnie coraz silniejszym. Jestem barbarzyńcą, łaknąć walki i krwi swych ofiar. Dusiłem się... .

McIntyre delikatnie zaśmiał się pod nosem.

- Teraz nadszedł czas, aby wojownik został królem Monday Night Raw.

Wybraniec rzucił mikrofon na ziemię po czym padł na matę i wyturlał się pod dolną linę. Chwilę pochantował wokół ringu, a następnie udał się na zaplecze.